Wstałam dzisiaj zbyt późno skoro świt. Budzik przestawiałam przez pół godziny. Nie potrzebuję budzika. Cóż za parszywy dzień! Może zza tych pięknie szarych chmur wzejdzie słońce? Poranki najlepsze są na jogę, medytację i czytanie. Dlatego zwlekam się z łóżka wstaję radośnie z miną wściekłego buldoga anielskim uśmiechem na ustach. Jednak nie. Zostaję jeszcze chwilę pod kołdrą żeby zdrzemnąć się dodatkowe pół godziny poćwiczyć głębokie oddychanie.
Wstaję. W biegu jem kanapkę i siadam z herbatą do komputera. Przygotowuję sobie kolorowe, zdrowe śniadanie i spoglądam ze spokojem na zieleń za oknem. Skrzynka mailowa pęka w szwach, od czego zacząć?! Czytam wszystkie wiadomości, które spłynęły przez noc, robię przerwy, co 10 minut na kilka skłonów i przysiadów. Szybko kasuję spam i odpowiadam na pilne wiadomości, na pozostałe odpowiem po południu. Jest 11:00. Ze spokojem, wdzięczna losowi, odpowiadam na maile. Idę po drugą herbatę. Rozdzwaniają się telefony. Inwestorzy, Podwykonawcy, Przedstawiciele handlowi.
13:00. Wciąż tkwię w mailach, telefonach i dokumentach. Idę na szybki spacer dotlenić umysł. Obiad przed komputerem. Przerwa na obiad, bo z pracy wraca mój Partner. Chcemy chwilkę porozmawiać/napić się kawy. Jemy/pijemy. W biegu. Otwieramy wino. Wypijamy po lampce dzieląc się tym, co nas dzisiaj spotkało. 16:00. Wybiegam spóźniona na spotkanie z Inwestorami. Wychodzę na spotkanie. Wracam do domu. Jestem zadowolona, choć zmęczona i padam na łóżko nanoszę korekty do projektu, o których rozmawialiśmy. Godzina 20:00, kolacja. Wokół cicho i spokojnie. Mogę usiąść do komputera projektować 😉
Kika.
PS Jeśli nie chcesz przegapić moich listów, zapisz się na newsletter.